Słońce od pewnego czasu świeciło mu prosto w twarz – “muszę przestawić to łóżko” – pomyślał, otworzył oczy, usiadł i rozejrzał się po pomieszczeniu stwierdzając - po raz kolejny - że przemeblowanie pozostanie w strefie marzeń. Wyszedł przed jaskinię i przeciągając się przyjrzał się okolicy, miał stąd wspaniały widok, dzięki czemu mógł zobaczyć gości wcześniej, sam będąc niewidoczny. “Znowu nic – splunął – a przydałby się ktoś, kto by mi pomógł, od ostatniego spotkania minął już ponad tydzień”. Wracając do jaskini zobaczył osuwające się po zboczu drobne kamienie. “Czyżby?...”, spojrzał w kierunku, skąd się potoczyły i ujrzał kozicę. Pokręcił głową, “nic z tego, dziś nie jest dobry dzień na polowanie”, Wszedł do środka, przełknął śniadanie i zabrał się za ostrzenie miecza, który wprawdzie nie był mu potrzebny, ale czymś musiał się zająć. Pracował w skupieniu, ignorując rozpoczynający się ból głowy. Z zewnątrz dochodziły odgłosy sypiących się kamieni. Zirytowany wrzasnął wściekle i rzucił osełką w stronę otworu wejściowego, dźwięki ucichły, zamknął oczy i oparł się o ścianę, czekając na silniejszy atak.
- Ehem! – zerwało go na nogi i w pozycji gotowej do walki spojrzał na wejście – spodziewaliśmy się większej gościnności od krasnoluda, niż rzucanie w nas osełką. – Było ich trzech i byli jego nadzieją. Nadawali się!
Przepraszam – uśmiechnął się, pomimo narastającego bólu - mam kłopoty z tutejszymi stworzeniami - wciąż mnie nachodzą. Ale to nieważne, zapraszam do środka, wprawdzie miejsca mało, jednak zawsze to lepiej, niż pod gołym niebem.
Rozsiedli się. Byli zmęczeni, brudni i w potarganych szatach, a także głodni, i spragnieni, toteż poczęstował ich wodą oraz jedzeniem, Kiedy zaczęli rozmawiać, dowiedział się, że chcieli przedostać się na drugą stronę gór. Tak, próbowali sami, ale pobłądzili - lawina zabrała jednego towarzysza; trafienie tutaj było, jak to nazwali “cudownym przypadkiem”.
Jeśli czujecie się na siłach, to sprawię, że jeszcze dziś opuścicie te tereny, jednak wymaga to dużo wysiłku i odwagi. – Przytaknęli z ochotą. - Skoro tak to ruszamy – pomimo bólu wciąż się uśmiechał, ten spacer dobrze mu zrobi.
Szli już dość długo ścieżką, którą tylko on potrafił znaleźć wśród zwałów kamieni. Gdy minęli kolejny zakręt, usłyszał dobiegający z tyłu stłumiony okrzyk podziwu. Rozumiał ich. Kiedy zobaczył to po raz pierwszy też się tak poczuł. Przed nimi rozpościerały się ruiny kiedyś potężnego i bogatego miasta. Kiedyś. A potem nadeszły Horrory, mieszkańcy ukryli się w kaerach i tam pozostali do dnia dzisiejszego.
Już długo wędruję po tych górach, ale nie znalazłem żadnego z tych schronów, muszą być dobrze ukryte, a szkoda, bo wiele by się zmieniło zarówno w moim jak i życiu ich mieszkańców. Jedyne, co znalazłem, to tunel, którym was poprowadzę na drugą stronę gór. Będziecie zachwyceni umiejętnościami dawnych budowniczych.
Omijali ruiny dużym łukiem. Ścieżka powoli zmieniała się w starą, ale dość dobrze zachowaną drogę. Niebo zaczęło gwałtownie szarzeć i powiał silny wiatr. Zbliżała się burza. Na szczęście byli już blisko tunelu. Trzeba było niezłego oka, żeby zauważyć wrota, które wyglądały jak otaczające je skały, gdyby nie to, że już od dawna się nie domykały i zdradzała je dość spora szczelina. Krasnolud wszedł pierwszy i zapalił przygotowane wcześniej pochodnie, chwilę później podążali już w dół podziwiając dzieło dawnych mistrzów. Nie przeszli nawet mili, kiedy usłyszeli dobiegający z przodu stukot kopyt. Zatrzymali się zaniepokojeni, wyciągnęli broń i czekali. Po chwili w blasku pochodni ujrzeli kozicę - stanęła i zaczęła przyglądać im się z zaciekawieniem.
Ból stał się nie do zniesienia. Trzymając się za głowę, oparty o ścianę zauważył jeszcze, że ludzie z uśmiechem zbliżają się do zwierzęcia, mówiąc coś o kolacji. Potem wszystko wyglądało jak we śnie: macki wystrzeliły kozicy z pyska i oplotły całą trójkę, walczyli rozpaczliwie, ciągnięci do potężnej paszczy Horrora, w którego zmieniło się zwierzę, Ściany tunelu potęgowały ich przeraźliwe krzyki. Ostatni z nich był niezły, umiał walczyć i potrafił to wykorzystać, ale sam był bez szans. Krzyczał do niego. Błagał o pomoc. Ten okropny ból głowy odbierał siły. Krasnolud widział to już tyle razy i zawsze kończyło się w ten sam sposób. Tamten nagle zrozumiał, że wpadli w zastawione sidła i nie ma co liczyć na pomoc. Jego oczy były przepełnione nienawiścią, ostatnim szarpnięciem spróbował się wyrwać, jednak było już za późno. Przewodnika to już nie obchodziło. Czekał. Wraz z ostatnim przerażającym krzykiem jego ból się skończył. Mógł odejść. Pan był zadowolony. Na razie...